Tego dnia pogoda była naprawdę wymarzona! Lekki mróz, zalegający nadal śnieg oraz bezchmurne niebo. Postanowiliśmy tym razem wejść na Kotarz niebieskim szlakiem, który mija zalew Hołcyna a następnie udać się w przeciwnym kierunku niż poprzednio czyli wrócić do Brennej mijając Chatę Wuja Toma. Pomimo tego, że wchodziliśmy tą samą drogą, obecność białego puchu sprawiła, że widoki były zdecydowanie lepsze. Również ilość turystów i zaparkowanych wzdłuż drogi samochodów świadczyła o tym, że warunki tego dnia były naprawdę idealne.

Podejście nie sprawiło nam żadnych problemów i szybko osiągnęliśmy ponownie Halę Jaworową by od razu skierować się na sam szczyt. Najpiękniejszym odcinkiem dzisiejszej trasy był zdecydowanie fragment szlaku czerwonego pomiędzy szczytem Kotarz a Beskidkiem (zaczęliśmy zejście w dół ścieżką chwilę za starym wyciagiem która prowadzi wzdłuż potoku Węgierski aby uniknąć popularnej drogi asfaltowej, która prowadzi do Chaty Wuja Toma). Nie spotkaliśmy tam prawie nikogo, było cicho a białe drzewa na tle niebieskiego nieba wyglądały bajecznie! Gdy tylko doszliśmy do drogi w dzielnicy Brenna Jurkula, ujrzeliśmy mnóstwo samochodów, które były zaparkowane dosłownie wszedzie i taka sytuacja miała miejsce aż do parkingów przy Karczmie Pod Skalicą. Do Brennej zjechała się tego dnia taka ilość ludzi, że cieżko było w to uwierzyć. Na szczęście my już kończyliśmy naszą wędrówkę podczas gdy inni dopiero ją zaczynali co nas bardzo zdziwiło bo do zmroku pozostało jakieś 1.5 godziny.


Po kilku dniach dojadania świątecznych potraw, czuliśmy ogromną potrzebę ponownego wyjścia w góry i dlatego ruszyliśmy na Równice. Początkowo podążalismy przez 3km wzdłuż potoku Brennica, aby następnie odbić w kierunku Leśnicy (na skrzyżowaniu stacja paliw), gdzie wzdłuż drogi widoczne było już oznaczenie zielonego szlaku prowadzącego na szczyt. W pewnym momencie odbija on ostro w prawo i zaczyna wznosić coraz wyżej, mijając ostatnie domy i wkraczając do lasu. Po dłuższym odcinku przechodzącym przez las, szlak ten lączy się z niebieskim prowadzący na Równicę. Z racji tego, że już bylismy tam wcześniej a nie planowaliśmy postoju w schronisku, lepszą opcją wydało nam się odbicie na niebieski szlak i udanie sie w kierunku szczytu Beskidek, Orłowa i zejście w dół jedna ze ścieżek do ulicy Leśnica. Niestety w tym regionie śniegu było już bardzo mało, zrobiło się w wielu miejscach nawet dość mokro przez topniejący śnieg, ale wciąż znalazłam oszronione liście, które były świetnym materiałem do zabawy z makrofotografią.

Przed wyjazdem postanowiliśmy jeszcze spróbowac znaleźć Krzyż Zakochanych o którym dużo słyszałam i widziałam drogowskaz w to miejsce na głownej drodze prowadzącej przez Brenna, ale nigdy nie było okazji, aby się tam wybrać. Na skrzyżowaniu z ulicą Osiedlową ustawiony jest drogowskaz z napisem “Szlak Wspomnień” i to właśnie tam zaczyna się ścieżka która szybko zamienić się w leśną ścieżkę. Prowadzi ona cały czas dość stromo pod górkę (2km długości, wzniesienie ok 300m), aby w końcowej części się wypłaszczyć i tam właśnie zauważamy krzyż. Jest tam również tablica informacyjna opowiadająca historię zakochange w zamożnej pannie, ubogiego młodzieńca i ich ostatnie wspólne chwile zanim zostali rozdzieleni. Miejsce to osłonięte jest drzewami więc nie ma co liczyc na jakieś specjalne widoki, chyba że podejdzie się na nieco wyżej położoną polanę. Podążaliśmy dalej jak prowadziły nas oznaczenia aby w końcu dotrzeć do Lach Dolnych. Niestety zejście nie należało do przyjemnych ponieważ ścieżka została okropnie zniszczona przez wycinkę drzew, która w tym miejscu również się odbywa. Wszędzie było mnóstwo głębokiego błota więc było bardzo ciężko tam przejść, nie topiąc sie w nim bardzo głęboko. Przykro patrzeć jak negatywnie na nasze lasy wpływają prowadzone obecnie wycinki.

Informacje praktyczne:

  • Nocowaliśmy u moich rodziców, którzy wynajmują pokoje gościnne, dlatego chciałabym je polecić, gdy sytuacja epidemiologiczna poprawi się na tyle, że możliwe będą weekendowe wyjazdy w góry z noclegiem Kimanko pod sosnami

  • Mapki poniżej pokazują dokłandie naszą trasę, nie zawsze był to oficjalny szlak bo nie chcieliśmy kilkukrotnie iść tą samą trasą i szukaliśmy szukaliśmy alternatywnych opcji.