Średniowieczne ruiny fortecy z cegły lub kamienia i leniwie płynąca rzeka w tle lub też pozostałości XI wiecznego klasztoru…te inspirujące do zdjęć miejsca przewijały się w mojej głowie, gdy planowałam wyjazd na kolejny słoneczny weekend. Fotografia to jedna z moich największych pasji (poza chodzeniem po górach, bieganiem oraz podróżami) więc zawsze mam już jakieś pomysły co do zdjęć zanim odwiedzimy dane miejsce. Jak praktycznie zawsze, pogoda decyduje czy mam szanse na interesujące zdjęcia czy też nie. Sporo czasu spędzam na blogach innych podróżników czy śledząc ich konta na instagramie, skąd czerpię mnóstwo inspiracji, głównie tych górskich! :D

Właśnie zorientowałam się, że tak naprawdę piszę o Belgii po raz pierwszy a mieszkamy tu już dwa lata! Wynika to z faktu, że w tym roku nasze podróże, mocno ograniczone przez rządowe restrykcje, zostały zamienione na te bardziej lokalne, weekendowe wypady. Sytuację ułatwił nam zakup samochodu na wiosnę tego roku, dwa tygodnie przed zamknięciem granic kraju i tzw lockdown, kiedy to oboje zaczęliśmy pracować z domu i co to tej pory się nie zmieniło. Tak więc samochód pozwala nam na jednodniowe lub weekendowe wycieczki w kraju lub do sąsiednich krajów (na przykład do Holandi, jeśli oczywiście przepisy w danym momencie na to pozwalają.

Namur od dawna był jednym z miast w Belgii na mojej liście celów podróżniczych, po tym jak słyszałam dobre opinie o tym miejscu od kilku osób. Położone na tyle blisko od miejsca gdzie mieszkamy, że mogliśmy bez problemu podjąć spontaniczną dycyzję o odwiedzeniu tego samego dnia. Na pierwszym zdjęciu poniżej widać Palais des Congrès (obecnie centrum kongresowe, które kiedyś było giełdą papierów wartościowych), który minęliśmy w drodze do historycznej cytadeli. Samo centrum miasta nie zrobiło na nas większego wrażenia, zwykłe małe miasteczko, jednak najlepsze miejsca były dopiero przed nami :)

Wspinając się po wzgórzu cytadeli, w pewnym momencie zobaczyliśmy mieniącą się w słońcu rzeźbę ogromengo żółwia z siedzącym na nim jeźdźcem. Niestety nie mogliśmy znaleźć żadnego opisu tej rzeźby i dopiero po powrocie okazało się, że jest ona stworzona przez artystę Jan Fabre i nazywa się “W poszukiwaniu Utopi”. Jej kopia znajduje się również w innym belgijskim mieście położonym na wybrzeżu, Nieuwpoort. Dokładnie wypolerowana, błyszcząca w złotym kolorze, nie da się jej nie zauważyć! :) Ten sam artysta stworzył również instalację zwaną Totem na placu Ladeuzeplein w Leuven, która jest przykładem sztuki w przestrzeni publicznej. Tej również ciężko nie zauważyć, ale w innego powodu. Przedstawia bowiem tajskiego żuka - broszkę, nabitego na 23m wysoką igłę.

Poniżej przepiękna panorama rzeki Meuse widziana w drodze na najwyższą część cytadeli, gdzie można dojechać samochodem, turystycznym tramwajem albo po prostu na nogach. Na każdym poziomie wzgórza, mogliśmy podziwiać dolinę rzeki z zupełnie innej perspektywy. Tydzień później wybraliśmy się na wycieczkę rowerową wzdłuż tej samej rzeki, ale niedaleko miasta Maastricht, w Holandii. Szczególnie okolice pobliskiego miasteczka Oud-Rekem (Belgia) są świetnym miejscem wypadowym dla wielbicieli rowerów!

Château de Namur (obecnie hotel, zdjęcie poniżej), otoczony ogrodem z mnóstwem róż, które pomimo później pory roku wciąż kwitły był najdalszym miejscem przez nas odwiedzonym podczas spaceru po rozległej cytadeli. Nasz spacer zajął nam ponad 2h a można tam spędzić nawet więcej czasu, odwiedzając restaurację (tam kończy swoją podróż tramwaj turystyczny) lub wybierając się na spacer z przewodnikiem tunelami fortyfikacji. W pewnym momencie minęliśmy również dawny teatr oraz nowoczesne centrum dla odwiedzajacych (jeszcze nie otwarte).

Nasza droga powrotna prowadziła drugą stroną wzgórza, z której rozpościera się widok na starą część miasta, w której okolicy zaparkowaliśmy samochód. W Belgi wiele restauracji zamykanych jest w ciągu dnia, pomiędzy 14.00 a 17.00, więc musieliśmy się spieszyć z wyborem miejsca, aby nie zostać głodnym przez resztę dnia i na szczęście dobrze trafiliśmy!

Już na autostradzie prowadzącej w kierunku regionu, gdzie położone są ruiny klasztoru Villers Abbey, zauważyliśmy tablice informujące o tym wyjątkowym miejscu. Okazało się, że jest to bardzo popularny cel wycieczek o czym przekonaliśmy się zaraz po wjeździe do wioski Villers-la-Ville, gdzie samochody były zaparkowane po prostu wszędzie. Zdecydowaliśmy spróbować naszego szczęścia na jednym z dużych, darmowych parkingów, które wydawały się być zapełnione po brzegi. Byliśmy niezwykle szczęśliwi, gdy przejeżdżając przez jeden z nich, zatrzymała nas starsza kobieta i oznajmiła, że właśnie odjeżdża, więc możemy zająć jej miejsce. Bardzo szybko znaleźliśmy kasy biletowe i po okazaniu wcześniej zakupionych przez internet biletów oraz otrzymaniu mapki ruin, zaczęliśmy zwiedzanie.

Wedłu otrzymanej mapki, zdjęcie powyżej ukazuje salę jadalną w dawnym klasztorze, gdzie wszyscy mnichowie gromadzili się na wspólne posiłki. Obecnie miejsce to jest okupowane przez kilka kóz oraz gęsi. Od razu zauważyliśmy, że rośliny zawładnęły tym miejscem dawno temu i tylko dzięki ogromnym wysiłkom pracowników tego miejsca, główna konstrukcja budynku została zachowana a ściany nie zostały wręcz rozerwane przez silne korzenie roślin. Piękne łuki, kolumny, niezwykłe kształty okien tworzą oryginalną scenografię do zdjęć portretowych lub modowych. Faktycznie, widzieliśmy tam kilka modelek w pięknych sukniach z profesjonalnymi fotografami robiącymi im zdjęcia. Intensywne kolory sukni pieknie odznaczały się na tle stonowanych kolorów kamienia lub cegły.

Gdy tylko wkroczyliśmy do dawnego kościoła, ogromna nawa zrobiła na nas niesamowite wrażenie. Na zdjęciu widać jak małe są postacie ludzi (dolne, prawe zdjęcie) i jak wysoka jest nawa. Dość długo czekałam na moment kiedy mniej ludzi będzie przechadzało się po nawie, w tym dniu było tam na prawdę sporo odwiedzających. Myśleliśmy, że we wrześniu i z racji pandemii, nie będzie tam tak tłoczno. Na prawdę zależało mi na zdjęciach bez przypadkowej głowy czy ramienia, szczególnie gdy architektura odgrywa na nich główną rolę :D

Po przejściu przez zakrystię oraz pozostałości pałacu, w końcu wkroczyliśmy do ogrodów z fontanną oraz przeróżnymi kolorowymi kwiatami, gdzie było już widać pierwsze oznaki jesieni. Było tam dość cicho i ładnie, ale ogród nie jest zbyt duży. Od razu zauważyliśmy szerokie schody prowadzące do kaplicy i winnicy. Fakt, że schody prowadzą pod wiaduktem kolejowym bardzo nas zaskoczył, przejeżdżając tutaj pociagiem możemy z góry zobaczyć przez moement całe ruiny klasztoru. Ze szczytu wzniesienia rozpościera się widok na małą winnicę i tylko niewielki fragment klasztoru bo wiekszość zasłania trakcja kolejowa oraz ogromne drzewa.

Może śmiesznie to zabrzmi, ale mieliśmy problem ze znalezieniem wyjścia. Widzieliśmy tam wiele znaków wskazujących a to w prawo a to w lewo i tak podążaliśmy za kolejnymi. Po dobrych 10min i przejściu jeszcze raz prawie całego kompleksu znaleźliśmy się bardzo blisko wejścia i tam ukryte były schody prowadzące kładką na druga stronę ulicy i być może to nas zmyliło. Tam znajduje się łąka z punktem widokowym na ruiny klasztoru. To nie było koniec naszej wędrówki do wyjścia, przed nami było jeszcze centrum dla odwiedzających, kawiarnia, sklepik z pamiątkami oraz restauracja, no nie było łatwo! :D

Informacje praktyczne:

  • Citadelle de Namur - wejście darmowe. Na wzgórze, gdzie znajduje się restauracja i centrum dla odwiedzających (jedyne miejsce z toaletami) prowadzi kilka ścieżek w tym jedna dla osób z wózkami (ścieżka A na mapie). Minęliśmy dwa parkingi samochodowe na samej górze wzniesienia, jednak nie są one zbyt duże więc trzeba mieć dużo szczęścia albo zacząć zwiedzanie o poranku, żeby znaleźć tam wolne miejsce. Każdy z odwiedzających musi nosić na terenie całej cytadeli maskę ochronną, również w centrum miasta obowiązuje taka zasada (tak samo w Leuven czy Brukseli, całe części miast są oznaczone jako takie strefy). Wszystko dokładnie wyjaśnione na tablicach informacyjnych w języku francuskim oraz angielskim, ustawionych na ulicach. Więcej informacji na stronie Citadelle

  • Restauracja w Namur którą z pewnością polecamy - bardzo smaczne japońskie zupy Ramen z różnymi opcjami mięsa oraz bulionu i przeróżnymi dodatkami takimi jak: pędy bambusa, nori, cebulka, jajka, grzyby oraz specjalnym makaronem, zwany często “chow mein noodles” restauracja Sanga

  • Miejsce parkingowe w Namur - zdecydowalismy sie zaparkować w centrum miasta, jednak nie przy samej cytadeli. Z doświadczenia wiemy, że parkując blisko głównych atrakcji miasta traci się więcej czasu na poszukiwania miejsca niż trwa krótki spacer z bardziej oddalonego parkingu. Zaparkowaliśmy na ulicy Rue des Bourgeois (10 min. spacerem od cytadeli, gdzie wzdłuż całej ulicy były wyznaczone miejsca parkingowe). Z tablicy informacyjnej wynikało, że strefa ta jest płatna od 9.00 do 17.00, z wyjątkiem niedzieli. Bilet można było zakupić w automacie.

  • Bilet wstępu do Villers Abbey - 9 euro od osoby, bilety zakupione przez internet tego samego dnia kiedy odwiedzaliśmy to miejsce poniewaz nie mogliśmy znaleźć opcji zakupu biletu na konkretny dzień. Nie było nakazu noszenia maseczek w środku obiektu (tylko przy kasach biletowych), jednak wiele osób je nosiło, być może dlatego, że było tam dość tłoczno.