Pierwszy dzień był już intensywny, ale na drugi zaplanowaliśmy jeszcze więcej: dwie zupełnie różne wędrówki, najpierw odkrywanie surowych krajobrazów półwyspu św. Wawrzyńca, a następnie nadmorski szlak Vereda do Larano.

Dostaliśmy radę od wypożyczalni samochodów, by wyjeżdżać z Funchal dobrze przed 8:00 rano, jeśli chcemy uniknąć porannych korków. Była to trafna wskazówka, rano rodzice odwożą dzieci do szkół w centrum Funchal, co w połączeniu z dojazdami do pracy powoduje duży ruch. Po niespełna 50 minutach jazdy dotarliśmy na pusty parking São Lourenço około 8:10, ale gdy skończyliśmy wędrówkę o 11:00, samochody były zaparkowane wzdłuż drogi aż do kolejnego dużego parkingu przy hotelu Resort Spa & Marina, nawet 1,5 km od początku szlaku. Zawsze staraliśmy się zaczynać najpopularniejsze trasy jak najwcześniej, by uniknąć tłumów i problemów z parkowaniem. Tego dnia nie tylko łatwo znaleźliśmy miejsce, ale też liczba osób mijanych w drodze powrotnej była znacznie większa. Zaczynaliśmy wędrówkę niemal samotnie, a kończyliśmy w towarzystwie długiej kolejki ludzi idących w przeciwnym kierunku.

Część osób przyjeżdża tu specjalnie na wschód słońca. Kiedy my dopiero zaczynaliśmy, kilka osób już schodziło ze szlaku. Nie jestem fanką wstawania o świcie, zwłaszcza po tym, jak w Nepalu wspięliśmy się na Poon Hill w ciemności, by zobaczyć wschód słońca. Byłam wtedy zmarznięta, zaspana i nie potrafiłam się zachwycać widokami. Dlatego teraz raczej odpuszczamy takie doświadczenia.

Półwysep Ponta de São Lourenço, zwany też półwyspem św. Wawrzyńca (patrona żeglarzy) albo też „Smoczym Ogonem” ze względu na kształt (szczególnie widoczny z lotu ptaka), to miejsce naprawdę niezwykłe. Poranne słońce rozświetlało wszystko ciepłym światłem, a ocean był niemal całkowicie spokojny. Szczególnie podobały nam się czerwone, bogate w żelazo skały wulkaniczne (bazalt) i surowy krajobraz, niemal pozbawiony roślinności. Kontrast między czerwonymi, czarnymi i żółtawymi skałami a lazurowym oceanem tworzył widok jak z innego świata. W trakcie wędrówki mogliśmy obserwować łodzie dopiero co wpływające do pobliskich zatok i sieci rybackie rozstawiane przez lokalnych rybaków, ten obszar słynie z bogatej fauny morskiej. Cisza o tej porze dnia była wspaniała i w pełni pozwalała rozkoszować się pokonywanymi kilometrami.

Dobre buty to absolutna podstawa. Ścieżka jest kamienista, zwłaszcza w końcowym odcinku, który staje się stromy i trudniejszy. Po minięciu kawiarni czeka nas podejście z linami pomocniczymi, ale wiele z nich było zardzewiałych lub zerwanych, a część ścieżki w bardzo złym stanie. Wystające, ostre fragmenty mogły łatwo skaleczyć dłonie. W takich warunkach wspomniana kawiarnia wyglądała jak mała, zielona oaza, otoczona palmami, z widokiem na ocean. Idealne miejsce na kawę i chwilę odpoczynku.

Na końcu szlaku znajduje się punkt widokowy, jednak barierka zabezpieczająca była uszkodzona. Widzieliśmy osoby wychodzące poza nią w pogoni za „lepszym ujęciem”, zachowanie skrajnie nieodpowiedzialne, biorąc pod uwagę strome urwiska. Jedynym minusem tak wczesnej pory była trudność w zobaczeniu końcówki półwyspu (czyli „Smoczego Ogona”), ponieważ ostre światło słoneczne świeciło prosto w oczy. Będąc tam po południu, ta część szlaku powinna wyglądać dużo lepiej, ale wtedy nie będzie szans na wędrówkę w ciszy i spokoju.

Na Maderze pojawiliśmy się w tym samym tygodniu, w którym rząd wprowadził opłaty (od 28 października 2024 r.) za dostęp do najbardziej malowniczych szlaków, w tym również tego. Kupiliśmy bilety online, ale na miejscu był też starszy pan z papierowymi biletami, przygotowujący się do pracy. Po naszej wędrówce, na parkingu ustawiła się już kolejka osób kupujących bilety gotówką, a dwóch młodszych strażników sprawdzało je przy wejściu. Mam nadzieję, że wpływy z opłat rzeczywiście zostaną przeznaczone na renowację i bezpieczeństwo szlaków, bo stan trasy był zły, uszkodzone kładki lub brakujące zabezpieczenia. Według oświadczenia rządu, wszystkie dochody mają trafić na utrzymanie tras, ich sprzątanie i ochronę przyrody. W dobie gwałtownego wzrostu liczby turystów, ta zmiana wydaje się konieczna.

Liczba osób mijanych w drodze powrotnej była ogromna, największa podczas całego naszego pobytu (na zdjęciu poniżej widać sznurek ludzi widziany z daleka w początkowej części szlaku). Dobrze, że wybraliśmy się tam z samego rana. Gdybyśmy zaczęli później, nasza przygoda nie byłaby aż tak przyjemna. W wąskich miejscach tworzyły się wręcz zatory, a przeciskanie się do punktów widokowych skutecznie odbierało magię miejsca. Początkowa cisza i pustka szlaku były niesamowite! W drodze powrotnej wręcz przyspieszyliśmy kroku, by jak najszybciej stamtąd odjechać.

Miradouro da Ponta do Rosto był naszym kolejnym przystankiem, znajduje się zaledwie kilkaset metrów od drogi prowadzącej od szlaku PR8. Stamtąd mogliśmy zobaczyć fragment trasy, którą właśnie przeszliśmy, z zupełnie innej perspektywy. Dramatyczne klify i kolorowe formacje skalne wyglądały przepięknie. Ponta de São Lourenço to jedno z tych miejsc na Maderze, które po prostu trzeba zobaczyć. Oferuje zupełnie inne doświadczenie niż zielone szlaki lewad. Ta wędrówka, z niesamowitymi widokami, bardzo mi się podobała! Najbardziej wysunięty na wschód punkt Madery wygląda wręcz nierealnie i powinien znaleźć się na liście każdego, kto odwiedza wyspę. Cieszyłam się, że nie przybyliśmy zbyt późno, mogliśmy od razu ruszyć dalej, na dłuższy nadmorski szlak do Porto da Cruz.

Po krótkiej jeździe samochodem i minięciu miasta Caniçal, zaparkowaliśmy przy drodze ER109, niedaleko starego tunelu, gdzie rozpoczęliśmy wędrówkę szlakiem Levada do Caniçal. Skorzystaliśmy z aplikacji Organic Maps, ponieważ przy drodze nie zauważyliśmy żadnych oznaczeń trasy. Na początku ścieżka prowadziła obok wielu domów, mijaliśmy drzewa granatów oraz hortensje, które w cieniu wciąż zachwycały kolorami (podczas gdy te przy drogach już dawno przekwitły). Od samego początku szliśmy wzdłuż niewielkiej lewady. Gdy dotarliśmy do lokalnej drogi asfaltowej, trzeba było wypatrywać ostrego zakrętu w lewo, na szczęście był oznaczony kamieniem, wskazującym kierunek na Vereda da Boca do Risco. Pierwsze kilka kilometrów prowadziło w pobliżu pól uprawnych, lokalni mieszkańcy doglądali swoich warzyw i roślin. Później ścieżka weszła w las, gdzie spotkaliśmy biegające kozy, a my mogliśmy odpocząć w cieniu.

Las stawał się coraz gęstszy, a szlak coraz bardziej stromy i kamienisty. Po drodze minęliśmy zaledwie kilka osób i jednego biegacza, zanim dotarliśmy na szczyt. Wtedy naszym oczom ukazał się widok na ocean i wkroczyliśmy na Vereda do Larano. Krajobraz zmienił się diametralnie. Ocean wyglądał w tym miejscu spektakularnie! Głęboki, intensywnie niebieski kolor wody wspaniale kontrastował z soczystą zielenią wzgórz. Po chwili ścieżka zaczęła prowadzić przez strome zbocze porośnięte niskimi, pokręconymi drzewami, które osłaniały nas od wiatru i sprawiały, że strome urwiska po bokach nie wydawały się tak przerażające. Co jakiś czas można było dostrzec w dole wysokie fale rozbijające się o skały i wodę kotująca się miedzy nimi.

Ta część szlaku była nieco bardziej uczęszczana, ale wciąż na tyle spokojna, że mogliśmy w pełni cieszyć się wędrówką. Minęliśmy może kilkadziesiąt osób, więc w porównaniu z tłumami na Półwyspie św. Wawrzyńca, było tu niemal pusto. W najbardziej wyeksponowanych fragmentach zbocza zamontowano barierki z metalowych lin, co dawało poczucie bezpieczeństwa. Zaczął wiać dość silny wiatr, ale zapierające dech w piersiach widoki na klify przez większą część trasy wynagradzały każdy trud. Skały przy ścieżce były porośnięte licznymi sukulentami. Jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania ich w doniczkach lub ogrodach botanicznych, dlatego widok ich naturalnie rosnących na niemal pionowych, surowych skałach był niezwykły. To piękny przykład adaptacji przyrody do ekstremalnych warunków. W pewnym momencie, w oddali, dostrzegliśmy nawet majestatyczny półwysep Ponta de São Lourenço, który odwiedziliśmy wcześniej tego samego dnia.

Po minięciu zardzewiałej kolejki linowej w pobliżu Porto da Cruz, przez chwilę szliśmy asfaltową drogą, przy której zaparkowanych było wiele samochodów, większość turystów rozpoczyna wędrówkę właśnie tutaj i wraca tą samą trasą (wariant „tam i z powrotem”). Następnie skręciliśmy na ścieżkę prowadzącą przez pola i wzgórze, skąd roztaczał się widok na miasteczko (w aplikacji Organic Maps była oznaczona jako jedyna przerywana linia w pobliżu wybrzeża). Można też kontynuować trasę wzdłuż drogi, ale jest to opcja dłuższa i mniej bezpieczna. W końcu dotarliśmy do plaży z czarnym piaskiem i kamieniami, a następnie podążaliśmy wzdłuż wybrzeża aż do centrum miasta. Na zdjęciu poniżej widać Penha de Águia, dominującą nad Porto da Cruz formację wulkaniczną, która wznosi się niemal 600 metrów nad poziom morza! To była bardzo różnorodna trasa — zaczynająca się od polnych ścieżek, prowadząca przez leśne odcinki, aż po spektakularny spacer wzdłuż klifów. Szlak był stosunkowo łatwy, choć w kilku miejscach wąski i dość eksponowany. Dla osób z silnym lękiem wysokości może to być wyzwanie, ale zamontowane barierki z lin znacznie ułatwiały przejście najbardziej wymagających fragmentów.

Po tak intensywnym dniu nadszedł czas na porządny posiłek, a zaraz po nim, powrót do auta. Ponieważ dostępny był tylko jeden kierowca Bolta, bardziej opłacało się wziąć zwykłą taksówkę z powrotem na parking. Mimo nieco wyższego kosztu byliśmy bardzo zadowoleni z tej decyzji, dzięki temu mogliśmy przejść całą trasę bez konieczności zawracania i pokonywania tego samego odcinka dwa razy.

Ponieważ zostało nam jeszcze trochę czasu, postanowiliśmy zakończyć dzień na Miradouro do Pico do Facho, oddalonym o nieco ponad kilometr od miejsca, w którym zostawiliśmy samochód. Z punktu widokowego roztacza się panorama na Międzynarodowe Lotnisko Cristiano Ronaldo. Rano byłam w szoku, gdy uświadomiłam sobie, że w pewnym momencie jechaliśmy… pod pasem startowym! Lotnisko na Maderze ma unikalne przedłużenie pasa startowego, wsparte na ogromnych betonowych filarach, co umożliwia przejazd samochodów pod spodem. Ta rozbudowa została zaprojektowana, by pomieścić większe samoloty i zwiększyć bezpieczeństwo. Pierwotny pas był dość krótki i lądowanie uchodziło za jedno z trudniejszych w Europie. Droga biegnąca pod pasem startowym to część autostrady VR1, co czyni tę przejażdżkę naprawdę wyjątkowym doświadczeniem.

Miradouro do Pico do Facho to spokojne miejsce, idealne na chwilę odpoczynku. Wokół rosną ogromne kaktusy, a na miejscu dostępne są toalety i mały bar z przekąskami, choć był już zamknięty, gdy dotarliśmy tam po godzinie 17:00.

Następnego dnia ruszyliśmy na zachodnie wybrzeże Madery, by odwiedzić naturalne baseny w Porto Moniz oraz mnóstwo punktów widokowych, zostańcie z nami!

Informacje praktyczne:

  • Oficjalna strona internetowa do sprawdzania, czy szlaki turystyczne są otwarte po pożarach, które miały miejsce na wyspie latem 2024.

  • Bilety na płatne szlaki można kupić online na tej stronie. Od 1 stycznia 2025 r. osoby niebędące rezydentami wyspy będą musiały zapłacić za wędrówki po ponad 30 trasach zarządzanych przez Instytut Lasów i Ochrony Przyrody (ICNF) na Maderze. Będą to w zasadzie wszystkie szlaki oznaczone jako PR.

  • Ponta de São Lourenço ‘Półwysep św. Wawrzyńca’ – 7.5 km, 2h30min.
    Ten szlak już wcześniej miał opłatę w wysokości 1 euro, zanim wprowadzono najnowsze zmiany. Patrząc na naszą trasę i oficjalną mapę, zastanawiam się, czy ostatnia część za barem jest w ogóle oficjalnym szlakiem, może dlatego nie była odpowiednio utrzymana. Jednak nie było tam żadnego znaku ani informacji, że nie powinniśmy dalej kontynuować… no chyba że nie zauważyliśmy. Po prostu podążaliśmy dobrze widoczną ścieżką do końca, celowo pomijając restaurację, ponieważ nie mieliśmy czasu na dodatkową przerwę. PR8 oraz szczegóły trasy można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej.

Można tu również dotrzeć autobusem 113 z Funchal, rozkład jazdy poniżej (zdjęcie z przystanku autobusowego na parkingu São Lourenço). Ogólnie szlak jest dobrze utrzymany na głównej trasie, ale początkowy odcinek jest w złym stanie, brakuje wielu drewnianych desek lub są uszkodzone.

  • Miradouro da Ponta do Rosto, mały parking, ale ludzie przyjeżdżają i odjeżdżają szybko, więc znalezienie miejsca na krótką, 10-minutową przerwę zazwyczaj nie stanowi problemu.

  • Levada do Caniçal - Vereda da Boca do Risco - Vereda do Larano - Porto da Cruz – 13.44km, 3h30min.
    Taksówka powrotna do auta – 18 euro, 11 km jazdy (jedyny dostępny samochód w aplikacji Bolt app był droższy – 24 euro). Samochód zostawiliśmy dokładnie tutaj: P6MP+44 Machico, Portugal

  • Podczas naszych podróży zawsze korzystamy z aplikacji Organic Maps: Offline Hike, Bike, Trails, and Navigation, która okazała się bardzo dokładna na Maderze, nie zgubiliśmy się ani razu. Podczas pierwszej wędrówki dnia nie musieliśmy jej nawet używać, ale szlak przybrzeżny był bardziej skomplikowany (szczególnie na początku), ponieważ poruszaliśmy się fragmentami różnych tras. Zauważyliśmy tylko jeden dobrze oznakowany drewniany słupek na skrzyżowaniu, między Vereda da Boca do Risco a Vereda do Larano (pierwszy punkt widokowy na ocean).

  • Restaurant A Pipa - restauracja i bar z bardzo dużymi porcjami (moja ryba, i frytki mogłyby być podzielone na dwie osoby), smacznym jedzeniem i czystymi toaletami. Niewiele ponad 20 euro za osobę, wliczając napoje. Adres: Casas proximas, 9225-050 Porto da Cruz, Portugal