Po prawie dwóch tygodniach intensywnego trekkingu, przyszedł czas na regenerację i odpoczynek. Pokhara okazała się idealnym miejsce na kilkudniowy pobyt, dzięki relaksującej atmosferze miasta (przynajmniej okolicy nad jeziorem), pysznemu jedzeniu i wielu dostępnym atrakcjom. Jezioro Phewa otoczone zielonymi wzgórzami i białymi szczytami w oddali wygląda niesamowicie! Zwłaszcza podczas zachodów słońca, kiedy kolor wody zmiania się z niebieskiego na różowawy, a rybacy wciąż łowią w drewnianych łódkach, co dodatkowo wzbogaca krajobraz.

Promenada nad brzegiem jeziora, gdzie można wynająć łódkę albo wypić drinka z widokiem na jezioro

Główna ulica nadbrzeżnej części miasta jest pełna sklepów z bogatą ofertą sprzętu górskiego, pięknych produktów z kaszmiru oraz oczywiście restauracji serwujących lokalne dania. Bardzo powszechne i wręcz wskazane jest tu targowanie się o ceny i z pewnością po krótkim czasie część z Was stanie się w tym mistrzami :) Cała ulica wygląda jak ogromny outlet marki The North Face, niskie ceny kuszą, ale zapewne produkty te są tylko podróbkami. Warto więc na przykład uważnie sprawdzić zamki oraz szwy przed zakupem. Jednak ku mojemu zdziwieniu, plecak, który tam kupiłam przetrwał cały pobyt w Azji (używany codziennie) i nadal jest w bardzo dobrym stanie! :)

Już pierwszego dnia zauważyliśmy mnóstwo paralotni nad jeziorem i szybko udało mi się przekonać Sebastiana do spróbowania tej formy rekreacji. Nasz wybór padł na firmę “Frontiers Paragliding”, drugą w rankingu TripAdvisor (również tutaj warto targować się o cenę, zwłaszcza gdy jesteśmy w grupie kilku osób). Kolejnego ranka byliśmy już w drodze na punkt startowy, aby zmierzyć się z naszymi lękami i po raz pierwszy doświadczyć uczucia unoszenia się w powietrzu. To ja byłam bardziej podekscytowana tym pomysłem, jednak okazało się, że to Sebastian czerpał z tego większą przyjemność :p Podczas lotu byłam bardzo zestresowana faktem nie posiadania żadnej kontroli nad sytuacją i na dodatek doświadczyłam choroby powietrznej :( Najlepszą częścią loty były według Sebastiana akrobacje, które ja odpuściłam z wiadomych względów. Lot trwał ok 25-30 minut i w tym czasie mogliśmy podziwiać jezioro i całe rozległe miasto. Niestety białe, ośnieżone szczyty górskie, nie były dobrze widoczne tego dnia. Muszę jednak przyznać, że zobaczenie ziemii z innej perspektywy było niezapomnianym doświadczenim i każdy powinien tego spróbować chociaż raz w życiu :D

Po tak ekscytującym poranku, postanowiliśmy po południu odwiedzić świątynię Tal Barahi, która znajduje się na malutkiej wyspie, gdzie można bez problemu dostać się łódką. Może i miejsce nie zrobiło na nas dużego wrażenia, ale jest z pewnością bardzo ważne dla wyznawców hinduizmu, poświęcone bogini Barahi.

Wyznawcy czekający w kolejce, aby oddać cześć bogini Barahi

Ostatniego dnia naszego pobytu w Pokharze, wypożyczyliśmy kajaki, aby popływać trochę wokół odwiedzonej przez nas poprzedniego dnia wyspy i bujnie porośniętych roślinnością brzegów jeziora. W pewnym momencie zauważyliśmy pięknego, niebieskiego ptaka, który bardzo przypominał zimorodka. Niestety nie udało się podpłynąć na tyle blisko, aby zrobić mu zdjęcie i nie spłoszyć :) Aby opłynąć jezioro dookoła potrzeba na to dobrych kilku godzin, a my już mieliśmy inne plany na popołudnie.

Naszym ostatnim celem była Pagoda Światowego Pokoju w Pokharze, zlokalizowana na szczycie, jak się później okazało, dosyć stromego zbocza w pobliżu jeziora. Cały spacer od promenady do pagody liczył prawie 7 km, pod koniec prowadząc stromą ścieżką w lesie, 300m przewyższenia! Gdy już wreszcie dotarliśmy do celu, naszym oczom ukazała się rozległa panorama na całe miasto, ale niestety ponownie ze względu na zamgloną pogodę nie mogliśmy podziwiać masywu Annapurny, a widziałam na zdjęciach w internecie, że widok jest stąd cudowny przy dobrej pogodzie :(

Postanowiliśmy poczekać w pobliskiej kawiarnii do zachodu słońca i był to dobry pomysł, gdyż biała pagoda wyglądała zachwycająco na tle zachodzącego słońca :D

Zdecydowaliśmy się zejść do głównej drogi, mijając po drodze przedmieścia Pokhary i tam znaleźć taksówkę do naszego hotelu. Ceny przejazdu spod samej świątyni okazały się wielokrotnie wyższe, niż to co normalnie przyszłoby nam zapłacić za przejazd na takim dystansie (sytuacja taka ma miejsce przy każdej atrakcji turystycznej). Oh, było nam smutno kiedy przyszedł czas wyjazdu z Pokhary. Bardzo polubiliśmy Wendy Juice Shop z przepysznym pomarańczowym lassi i bar serwujący smaczne kanapki, co było świetną opcją na śniadanie (oba miejsca, ulica Pahari Mharg). To miasto ma przyjazną atmosferę i moglibyśmy tu zostać nawet dłużej.

Po 8 godzinach spędzonych w autobusie dotarliśmy ponownie to zakurzonego i chaotycznego Katmandu. Ponownie zatrzymaliśmy się w dzielnicy Thamel, gdzie znajduje się mnóstwo sklepów oraz restauracji (a nawet ścianka wspinaczkowa na świeżym powietrzu). Kolejnego dnia planowaliśmy odwiedzić kilka miejsc w okolicy, używając taksówek, gdyż przejście kilku kilometrów w tym mieście jest niebezpieczne i bardzo męczące. Nie sposób znaleźć nazwy ulic, które często okazują się ślepymi uliczkami, a do tego brak chodników, świateł i ogromny ruch powodują, że nieustannie trzeba się oglądać na wszystkie strony, przeciskać między motocyklami co nie jest łatwe ani przyjemne. Warto pamiętać, że taksówkarze początkowo oferują bardzo wygórowane ceny za przejazd więc od razu powinniśmy zacząć się targować, obniżając cenę przynajmniej o połowę. Zazwyczaj kończyło się na płaceniu 50-70% początkowej kwoty, gdyż konkurencja jest bardzo duża i każdy taksówkarz walczy o klienta (zdarzyło się, że dwóch taksówkary zaczęło między sobą obniżać cenę bo obaj chcieli nas zabrać).

Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy była świątynia Swayambhunath, zwana również pod nazwą Świątynii Małp, gdyż całe wzgórze na którym się ona znajduje jest opanowane przez te zwierzaki. Nie dajcie się zmylić, małpki nie są tak przyjazne na jakie wyglądają. Taksówkarz podwiózł nas pod główne wejście, gdzie czekały na nas strome schody prowadzące na szczyt wzgórza. Po drodze mnóstwo straganów oferuje tanie, tandetne pamiątki oraz przekąski i napoje.

Na wzgórzu oprócz głównej świątyni znajduję się kilka mniejszych oraz sporo warsztatów, gdzie można zakupić ręcznie robione pamiątki, które mogą okazać się ciekawym pomysłem na dekoracje mieszkania. My zdecydowaliśmy się na zakup kamienia z wyrzeźbioną w nim mantrą, Om Mani Padme Hum (zdanie powtarzane podczas medytacji) oraz mandalą ukazującą 8 symboli przynoszących szczęście. Pośrodku kamienia znajdąją się wszystko widzące Oczy Buddy, znane również jako Oczy Mądrości. Jak wytłumaczyła nam młoda właścicielka sklepu, kamień najpierw jest wygładzany, następnie rysuje się na nim pożądane wzory, a potem dłutem delikatnie się je wykuwa. Przygotowanie takiego kamienia zajęło jej prawie 3 dni, trzeba być przy tym bardzo precyzyjnym i cierpliwym.

Naszym kolejnym przystankiem był spacer po najstarszej cześci miasta, Patan Durbar Square, pochodzącej z XVII wieku. Miejsce to zostało mocno zniszczone w wyniku trzesienia ziemi, które nawiedziło mieszkańców Nepalu w 2015 roku (o sile 7.8 stopnia w skali Richtera). Zniszczenia są widzoczne do dzisiaj, większość budynków nadal stoi w rusztowaniach. Pomimo tego, miejsce to jest bardzo popularne wśród turystów (opłata za wejście wzrosła znacząco i wynosi obecnie 10$ od osoby, inne miejsca przeważnie 2$). Pochodziliśmy również po wąskich uliczkach wokół Patanu, gdzie mieszczą się głównie warsztaty sprzedające wyrabiane na miejscu posągi Buddy (z brązu, metalu…) co stanowi świetną okazję do zakupów dla wielbicieli sztuki.

Jeden z taksówkarzy polecił nam odwiedzenie jedynego spokojnego miejsca w mieście, Garden of Dreams :) Jest to faktycznie oaza spokoju,gdzie można się świetnie zrelaksować i uciec od gwaru miasta. Kwiaty, fontanna i bardzo przyjacielskie wiewiórki czynia to miejsce wyjątkowym. Znajduje się tam również kawiarnia, Kaiser Café, serwująca jedzenie oraz drinki.

Wreszcie nadszedł dzień naszego odlotu do Bangkoku. Lotnisko w Kathmandu było miejscem katastrofy lotniczej w czasie gdy my byliśmy na trekkingu wokół Annapurny :( Samolot podszedł do lądowania z niewłaściwej strony lotniska, w wyniku czego rozbił się i zapalił, większość pasażerów i załoga zginęła. Łatwo mogę sobie wyobrazić, że przy bardziej sprawnej akcji ratunkowej, więcej pasażerów miałoby szansę przeżyć (biorac pod uwagę ogólny chaos w mieście oraz standardach dróg). Lotnisko samo w sobie jest najgorszym z jakich przyszło nam kiedykolwiek korzystać. Odprawą naszego bagażu zajmowały się 4 osoby i zajęło im to 20 minut, z wieloma problemami po drodze. Albo komputer nie działał, a to nie wiedzieli jak okleić nasze plecaki (zawsze umieszczamy je w dużych workach transportowych w celu ochrony przed zniszczeniem oraz ubrudzeniem). Na szczeście nasze plecaki dotarły do Bangkoku w jednym kawałku :DD

Informacje praktyczne:

  • Wypożyczenie kajaka - 300 rupii / 1 godz / 1 osoba
  • Łódka do świątyni Tal Barahi  - 50 rupii od osoby
  • Frontiers Paragliding - 7000 rupii od osoby (zdjęcia i filmy z GoPro w cenie)
  • Świątynia Swayambhunath - 200 rupii od osoby
  • Patan Durbar Square - 1000 rupii od osoby za wejście na plac
  • Garden of Dreams - 200 rupii od osoby
  • Taksówka na lotnisko - 500 rupii
  • Pokój z łazienką w Pokharze - 900 rupii
  • Pokój z łazienką oraz śniadaniem - 1700 rupii (plus 10% podatek turystyczny)